Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 14 października 2012

Herkules z Goszcza

Rzeźba Herkulesa wykonana z piaskowca.
Jesień to zdecydowanie moja ulubiona pora roku,  czas kiedy liście mienią się kolorami rdzy a wiejący wiatr roznosi je po okolicy według własnego planu. Nasycony ciepłymi barwami winobluszcz obrastający  ścianę mojego domu  w jednej chwili przestał istnieć, nie zdążyłam nawet nacieszyć się jego widokiem. To co z mozołem odrodziło się wiosną jesienią zabrał zwykły podmuch wiatru. Wiem jednak, że w marcu, ten smutny szkielet suchych gałązek oplatających mur pokryje się świeżymi zielonymi liśćmi,  przyroda odrodzi się do życia, nabierze sił witalnych i znowu zaskoczy mnie feerią barw. Są jednak miejsca, którym brak mocy zmartwychwstania, miejsca o których zapomniał człowiek i o które upomina się przyroda. I czasami bardzo żałuję, że nikomu na nich nie zależy, nikt o nich nie pamięta i skazane są na zagładę chociaż na to nie zasłużyły.
Goszcz – niewielka wieś niedaleko Twardogóry kojarzy mi się jednoznacznie z fabryką mebli Bodzio należącą do jednego z najbogatszych Polaków – Bogdana Szewczyka. Przypomina mi o tym gazetka reklamowa, którą często znajduje w skrzynce na listy, nie pozwalają zapomnieć salony firmowe wyrastające we Wrocławiu  jak grzyby po deszczu. Nigdy nie widziałam celu w tym żeby wybrać się właśnie tam na wycieczkę, bo i po co ? Przypadek sprawił, że przejeżdżałam przez Goszcz i mojej uwagi nie przykuły prywatne latyfundia wyżej wspomnianego człowieka a niepozorna, chyląca się ku upadkowi dziwna budowla, o której nigdy w życiu nie słyszałam. Nie zatrzymałam się wtedy żeby sprawdzić cóż to ale postanowiłam wrócić za jakiś czas na rekonesans. Stacja PKP Twardogóra Sycowska leży dokładnie 35 kilometrów od stacji Długołęka, 45 minut pociągiem a potem 6 kilometrów niebieskim szlakiem pieszym do Goszcza. Dzisiaj wiem że warto było się zgubić, pójść w przeciwnym kierunku prosto do Milicza, łapać stopa i wracać do Goszcza po to żeby znaleźć się w innej czasoprzestrzeni.

"R" jak Reichenbach.
To co wyszukałam w sieci na temat majątku Reichenbachów jest niczym w porównaniu z tym co spotyka człowieka na miejscu - szok to najdelikatniejsze słowo. Powolne umieranie czegoś co kiedyś nazywano śląskim Wilanowem. Szkielet budowli którą cegła po cegle zabiera upływający czas i pożera dzika dżungla otaczającego parku. Najdziwniejsze jest to że w przypałacowych zabudowaniach mieszkają ludzie, każdego dnia patrzą na agonię tego cudownego zabytku ale czy go zauważają ? Na dziedzińcu życie toczy się swoim rytmem, dzieci biegają po trawie, pies na łańcuchu ujada niemiłosiernie bo ktoś obcy wkroczył na jego terytorium. Kolorowe kubły przypominają, że jesteśmy członkami Unii Europejskiej – segregujemy odpady. Sterczące z okien anteny satelitarne wycelowane są w pałac niczym lufy armat, jeden mały wystrzał i zostanie z niego kupa gruzu. 
Jedna z bram prowadząca na dziedziniec.
 Mieszkańcy odgrodzeni od ruiny małym betonowym murem oznaczonym tabliczką „uwaga – grozi zawaleniem” wydają się być obojętni. Władze miasta Twardogóra, które „zabezpieczyły” w ten sposób to cmentarzysko  w spokoju czekają aż wspaniałe rzeźby, dziś już pozbawione głów a  zdobiące fasadę pałacu roztrzaskają się o beton spadając z wysokości. Komu potrzebny jest pałac w Goszczu ? Zadbany kiedyś park dzisiaj straszy każdego kto odważy się pójść pierwszą lepszą ścieżką, kawałki potłuczonego szkła mienią się w słońcu niczym diamenty, butelka po wódce Sobieski stojąca na postumencie zamiast jakiejś rzeźby jest dla mnie oczywistym symbolem totalnego upadku tego miejsca.
Słupy podtrzymujące bramę wjazdową od strony parku.
 Przepiękne jezioro ze sztuczną wyspą znajdujące się tuż obok daje mi nadzieję, że nie wszystko stracone ale kiedy potykam się o stertę butelek po piwie spacerując po wyspie opuszcza mnie optymizm.  Nie ma już oranżerii którą rozebrano, nie ma wspaniałych mebli, porcelany, futer, dywanów i bibelotów które po wojnie Rosjanie w wagonach odesłali na wschód, nie ma czego ratować przecież w 1947 roku wybuchł pożar. A jednak wbrew zdrowemu rozsądkowi nawet w 65 lat po celowym zaprószeniu ognia majątek Reichenbachów wciąż istnieje, ich mauzoleum ozdobione rodowym herbem również, chociaż padło ofiarą mało zdolnych współczesnych graficiarzy. Mimo wszystko mam wrażenie, że  za dziesięć lat nie będzie śladu po pałacu a życie będzie toczyło się dalej jak gdyby nigdy nic. Prawie zupełnie zawalony balkon z przepięknie zdobioną oryginalną balustradą czeka na złomiarzy, nie ma ratunku dla tego zabytku, wszyscy czekają na jego śmierć. Tylko cudem ocalała i odrestaurowana rzeźba Herkulesa walczącego z Hydrą stojąca dzisiaj w Twardogórze będzie przypominała o swoim miejscu pochodzenia ale nic w tym dziwnego przecież był on bogiem zwycięstwa i nie bez powodu Rzymianie nadali mu przydomek – invictus – niezwyciężony.
Fasada kiedyś.
Fasada pałacu z rzeźbami bez głów.
Pałacowy balkon kiedyś.


Oryginalna kuta balustrada balkonu dziś.
Widok ze sztucznej wyspy na jeziorze.
Widok z mostku na jeziorze.
 
Pałac w Goszczu z lotu ptaka. Zdjęcie ze strony www.goszcz.pl


Dwa stare zdjęcia pochodzą ze strony www.goszcz.pl